Slawek
443

WASZE DUSZE UMIERAJĄ WYCIEŃCZONE Z GŁODU

Mówi Jezus:

Skoro moje Ciało jest rzeczywiście pokarmem, a moja Krew naprawdę napojem, to jak się to dzieje, że wasze dusze umierają z wycieńczenia głodem, jak nigdy dotąd? Jak to się dzieje, że nie wzrastacie, żyjąc w łasce?

Wielu jest takich, dla których moje kościoły jakby nie miały cyborium. To ci, którzy się Mnie wyparli lub o Mnie zapomnieli. Jednak jest też wielu takich, którzy karmią się Mną, a mimo to nie czynią żadnego postępu. Innym zaś, każda komunia ze Mną-Eucharystią przynosi wzrost łaski.

Wyjaśnię ci przyczyny tych różnic.

Jedni są doskonali. Ci szukają Mnie tylko dlatego, iż wiedzą, że moją radością jest przyjmowanie Mnie do serc przez ludzi. Ci doskonali nie mają radości większej od tego, by stać się ze Mną jedno. W nich spotkanie eucharystyczne to stopienie się, a żar, jaki ode Mnie promieniuje i wyzwala się w nich, jest tak wielki, że jak dwa kawałki metalu w ogniu stajemy się jedno. Oczywiście, im doskonalsze to stopienie, tym bardziej moje stworzenie przyjmuje mój odcisk, moje właściwości, moje piękno. W taki sposób potrafią się ze Mną połączyć ci, których nazywacie „świętymi”, czyli byty doskonałe, które pojęły, kim jestem.

Jednak wszystkim duszom, które przychodzą do Mnie z prawdziwym porywem i z czystym sercem, przynoszę niewysłowione dary i wylewam na nie moją łaskę, tak że postępują naprzód na drodze życia. Nawet gdyby nie osiągnęły heroicznej świętości, uznanej przez świat, osiągają zawsze życie wieczne, gdyż ten, kto trwa we Mnie, ma życie wieczne.

Dla dusz, które potrafią do Mnie przyjść z gorliwością pierwszych i z ufnością drugich - które dają Mi wszystko, co są w stanie dać, czyli całą miłość, do jakiej są zdolne - dla tych dusz jestem gotów dokonać niezwykłych cudów, obym tylko mógł się z nimi zjednoczyć.

Najpiękniejsze Niebo dla Mnie jest w sercu stworzenia, które Mnie kocha. Do niego zstąpiłbym, pod postacią eucharystyczną, z wysokości Niebios, nawet gdyby wściekłość szatana zniszczyła wszystkie kościoły. Moi aniołowie zanieśliby Mnie do dusz spragnionych Mnie - żywego Chleba, który zstępuje z Nieba...

Zresztą nie jest to nic nowego. Kiedy wiara była jeszcze płomieniem żywej miłości, udawałem się do serafickich dusz w pustelniach lub w zamurowanych celach. Nie potrzebuję katedr do przechowywania Mnie. Wystarcza Mi serce, które uświęca miłość. Nawet najprzestronniejsza i najwspanialsza katedra zawsze jest zbyt mała i zbyt uboga dla Mnie - Boga, który napełnia Sobą wszystko, co istnieje. Dzieło ludzkie podlega ograniczeniom człowieka, a Ja jestem nieskończony. A jednak wasze serce nie jest dla Mnie ani za małe, ani za ubogie, jeśli rozpala je miłość. I najpiękniejszą katedrą jest wasza dusza, zamieszkiwana przez Boga. Bóg jest w was, kiedy jesteście w stanie łaski. I z waszego serca Bóg chce dla siebie uczynić ołtarz. Na początku mój Kościół nie miał katedr, lecz miałem tron godny Mnie w każdym sercu chrześcijanina.


Następnie są ci, którzy przychodzą do Mnie jedynie wtedy, gdy ich potrzeba nakłania lub gdy ogarnia ich lęk. Wtedy przychodzą zapukać do mojego tabernakulum. Ono się otwiera, udzielając zawsze pociechy, a często - jeśli jest pożyteczna - również łaski, o którą proszą. Jednak chciałbym, aby ludzie przychodzili do Mnie nie tylko po to, aby prosić, lecz także - aby dawać.

Przychodzą też tacy, którzy zbliżają się z przyzwyczajenia do Stołu, na którym stałem się pokarmem. W tych owoce Sakramentu trwają tylko przez krótki czas i jak Święte Postacie potem zanikają. Przychodzą bowiem do Mnie bez żadnego poruszenia serca, nie czynią postępów w życiu duchowym, którego istotą jest życie miłością. Ja jestem miłością i miłość przynoszę, lecz miłość marnieje w tych oziębłych sercach, których nic nie potrafi bardziej ogrzać.

Jeszcze inna kategoria to faryzeusze. Istnieją także teraz, bo jest to chwast, który nie ginie. Ci udają żar, lecz są chłodniejsi od śmierci. Zawsze podobni są do tych, którzy Mnie uśmiercili. Przychodzą w taki sposób, aby ich dobrze widziano, nadęci pychą, nasyceni fałszem, pewni, że posiedli doskonałość, bez żadnego miłosierdzia, z wyjątkiem litości dla samych siebie, przekonani o tym, iż są przykładem dla świata. A jednak to oni gorszą małych i oddalają ich ode Mnie. Ich życie bowiem jest sprzeczne z tym, czym być powinno. Ich pobożność jest formą a nie - istotą. Zaledwie odchodzą od ołtarza, przemienia się ona w bezwzględność wobec swoich braci i sióstr. Spożywają swe potępienie, gdyż Ja - znając waszą słabość - wiele wybaczyłem, lecz nie wybaczam braku miłości, obłudy, pychy. Od tych serc uciekam, najszybciej jak to możliwe.

Maria Valtorta. Napisane 10 czerwca 1943

"Kto przychodzi do Mnie nie będzie pragnął..."

www.ksiegarnialumen.pl/kto-przychodzi-…